18.05.2015 21:02
Winkiel w kostce
Godzina 16, opuszczam biurowiec. Wsiadam na moto, piękna
pogoda, zaczęrpnąłem świeżego powietrza przez otwartą szybę
kasku. Super. Zastanowiłem się chwilę i uznałem że nie wracam
przez Pruszków, przez dziury, w tłumie, pojadę na
Parzniew, droga tam ładna, kilka winkli, można nieco się
przechylić.
Do samego Pruszkowa, cudownie. Kierowcy
puszczają, zero chamstwa, zajeżdżania drogi czy straszenia. Miało
być wyśmienicie. Skręcam na dworzec w Pruszkowie, myk myk obok
dworca. W zakręcie na pion i znowu przechył, tak by nie zliczyć
starych torów, wypolerowanych na lustro przez opony
osobówek.
Szybko wyprzedziłem trochę za wolny
samochód w drodze do ronda, potem w prawo i nieco
wysłużona droga na Parzniew. Przy torach kolejowych ładny duży
łuczek w przechyle. Ja pierdziele, ale super wyszło, delikatnie
gaz w zakręcie by przenieść masę i prosto na wyjściu. Rondo
prosto. A potem bardzo ostry zakręt. Mając w głowie, że mogę
kogoś zobaczyć, zwolniłem do paręnastu i w prawo. Wyszło
*idealnie* jak na moje umiejętności. Potem obok boiska myk myk i
zbliżam się do 90 stopni w lewo by wjechać na fajną dróżkę
do Brwinowa.
Diagnoza na pogotowiu: winkiel w lewej kostce, czyli skręcenie stawu skokowego. Bolące lewe ramie to zwykłe stłuczenie.
Popełniłem błąd w ocenie prędkości wejścia i zgodnie z książką Motocyklista doskonały chciałem zmniejszyć kąt do asfaltu by zawęzić zakręt (inaczej wbiłbym się pod kątem w krawężnik). Cała sytuacja kompletnie pozbawiła mnie wzroku, jak i pamięci. Bo kiedy ostatnio tędy jechałem, były jakieś prace przy drodze, masę piasku. I teraz kompletnie nie zarejestrowałem kilkuset drobinek piasku na nawierzchni. Prędkość mała, może góra 15-20, dupa uznała że nie skręca i próbuje prosto. Kąt w zasadzie zmniejszyłem... do zera. Motocykl przywalił mi w kostkę, poczułem przeszywający ból.
Przez pierwsze 2-3 minuty nie mogłem stać, usiadłem, wziąłem
kilka oddechów i zadzwoniłem do kolegi z prośbą o
transport. Po 15 minutach ból zelżał, odwołałem znajomego,
gdyż uznałem że wrócę o własnych siłach. Półki
poprzestawiane, już z tym miałem kontakt, wiem jak to naprawić.
Lusterka odkręcone, luz, poradziłem sobie. Dojechałem do domu,
kuśtykając wpadłem do środka, szybka kanapka i na pogotowie.
W zasadzie drugi raz mnie przeszyło jak ściągnąłem but,
który dość skutecznie usztywniał mi nogę przy chodzeniu.
Zrobiono mi RTG, polecono zimne okłady i oszczędzanie kostki,
akurat dla programisty to nic trudnego ;-)
Nieco
martwię się o dojazd, samochodem było dość boleśnie przy
sprzęgle, przy moto nie, ale cbfka ma półki poprzestawiane
a by to naprawić potrzebuję stanąć na nóżkach i dociskać
masą kierownicę przy jednoczesnym zluzowaniu śrub. No cóż,
coś wymyślę. Na PKP nie dojdę, 4km.
W zasadzie wiem,
trochę wstyd, mały odstęp czasu i kolejna gleba. Ale piszę, bo
może ktoś równie świeży to czyta i wyciągnie z tego
wnioski. Bo ja najwyraźniej wybrałem bolesną drogę nauki ;-)
Pozdro i LwG!
Komentarze : 10
Ja mam alpinestars smx 6. Podczas mojej gleby, też zresztą na zakręcie 90 stopni, motocykl upadł mi na wewnętrzną część kostki, która w sumie w tych butach nie jest w żaden sposób usztywniona/wzmocniona. Zastanawiam się czy znalazłyby się lepsze buty, które by kostkę ochroniły w takiej sytuacji. Moja kostka wprawdzie wygoiła się po kilku dniach, ale po dziś dzień mam jakąś opuchliznę głębiej i czasem daje znać o sobie, robię sobie ostatnio okłady z kapusty na to.
Zgadzam się co do wspomnianego sklepu - ceny bardzo wysokie. Można jednak odwiedzić na przymiarkę przed zakupem w sieci :-)
No to czekam na wypłatę i pojeżdżę na przymiarki. Wcześniej zupełnie zapomniałem o segmencie butów do turystyki i ograniczyłem się tylko do porównania miejskich i sportowych. Błąd. Dobre buty się przydadzą, bo postanowiłem dojeżdżać do pracy na moto bez względu na pogodę.
Powoli planuję jakąś dalszą wycieczkę, podczas której mogą mnie spotkać wszelkie warunki atmosferyczne, wiec trzeba trenować...
@saymon_125
Nie było researchu, były to jedyne które mieli na stanie które były za kostke i mogłem obiąć te swoją tłustą łydkę :) W zasadzie do żadnej części odzieży nie było researchu, wszedłem jako żółtodziób i w całości polegałem na doświadczeniu sprzedawcy który to mnie wyposażył, niestety w tym sklepie musiały być wyżeczenia (hence brak spodni) bo ceny tam masakrują.
Przemakalne są, przy pierwszej glebie w deszczu fakt sama stopa poniżej sucha, ale piszczel i kostka mokre, choć raczej to lało się "od góry" z mokrych jeansów.
Natomiast zawdzięczam im szybką rekonwalescencję, chodzę w nich do pracy od skręcenia kostki, fajnie usztywniają ale bez przesady komfortowo się chodzi, na dzień dzisiejszy już nie kuśtykam mocno.
Śmieszne w nich jest określenie "ochraniacz piszczeli, bo w zasadzie wygląda to tak że piszczel ochrania język, sznurówki i kawałek jakby tektury pomiędzy warstwami skóry, nie wiem jak to wygląda w innych butach, ale jakby większy kamień w to trafił to bym poczuł :/ Reszta ok, boczki, pięta, palce są dość dobrze zabezpieczone.
Całkiem dobrze piszą w sieci o tych Twoich butach. Zresztą jak znam programistów to pewnie też zrobiłeś odpowiedni "research" przed zakupem ;-)
No i wyglądają jak dobry kompromis między niskimi butami, a takimi typowo sportowymi.
Sam się nad takimi zastanowię zwłaszcza, że doszedł mi kolejny argument. Złapał mnie dzisiaj w drodze z pracy konkretny deszcz i tak jak nie byłem zaskoczony tym, że przemokły mi dżinsy z kevlarem (o dziwo tylko od kolan w dół) tak trochę mnie zdziwiło, że po przyjeździe miałem mokre skarpetki. A jeżdżę teraz w wysokich butach z grubej skóry, wydawałoby się, że będą w miarę nieprzemakalne na 30-minutowej trasie...
Dzięki za bardzo przydatne informacje i obyś już trzaskał same bezglebowe kilometry :-)
Pozdro
Teraz patrze na opis, tam pisze że zamek jest, a ja mam sznurówke WTF :D
tu zdjęcia na potwierdzenie
http://www.c-moto.pl/forum/index.php?topic=1115.0
@saymon_125
Dziękli za miłe słowa :) Duma cierpi mocno, ale myślę że bardziej mnie zabolało to że w zasadzie nikt nie próbował się zapytać czy nic mi się nie stało, ani kierowca pickupa który widział mnie na asfalcie (wyminął tylko obserwując), ani motocyklista który mnie minął gdy zwlokłem się na krawężnik. No cóż bywa. Kilka osób z domków wskazywało na mnie palcem (ło jezu, patrz pan!)
Moje buty to Falco Hoot dokładnie w tym sklepie zakupione http://www.moto-akcesoria.pl/buty-falco-hoot-czarne,p,55546
Problem z butami polega na tym że jestem gruby, co za tym idzie mam grube łydki, praktycznie żadne inne wysokie nie potrafiłem zasunąć, te są na ściągane sznurówki + zasłaniający rzep, ale nie jest zasuń zapomnij, tylko trzeba ponaciągać te sznurówke by noga była dobrze usztywniona (nie jest to w żaden sposób uciążliwe ani niewygodne). Strzelam że bez nich miałbym złamanie.
Wyszedłem też z tego że kask, kurtka, rękawiczki i buty to podstawa. Do tego mam jeszcze ochraniacze na kolana. Spodni stricte moto nie mam niestety.
Z wygodą to kwestia gustu, ja swoje uważam za bardzo wygodne, jeśli potrzebuje to mogę poluzować, lub ścisnąć, ale nawet mocno ściągnięte sznurówki i bez problemu chodzę w tym, tymbardziej teraz się przydają bo usztywniają mi nieco kostkę więc mniej boli ;-)
Najważniejsze tosyu, że nic poważnego Ci się nie stało. No i szacun za wpis, bo wyobrażam sobie, że przy takiej glebie najbardziej cierpi duma...
Jeśli mogę spytać: w jakich butach jechałeś? Kontuzje kostki to chyba dość częsty rezultat tego typu upadków. Dlatego zastanawiam się nad zakupem butów motocyklowych - właściwie ostatniego brakującego elementu mojego stroju.
Nie uśmiecha mi się jednak latać po mieście i załatwiać sprawy w wysokich butach. Wiem, że są najbezpieczniejsze, ale człowiek z dala od motocykla wygląda w nich jak kosmita, poza tym nie za wygodnie się w nich chodzi - przymierzałem w sklepie. Zastanawiam się na ile dobrym kompromisem między podstawową ochroną stopy i kostki, a użytecznością są buty typu Puma Testastretta.
Może ktoś ma jakieś doświadczenia?
Hej, dzięki za porady
Staram się jeździć powoli, ale również ćwiczyć, właśnie to mnie zgubiło w tej sytuacji, spróbowałem czegoś w niekontrolowanym otoczeniu ;) Specjalnie się nie przejmuje glebą, grunt to wyciągnąć wnioski.
A ćwiczyć ćwiczę, przeciwskręty, hamowanie przodem, tyłem, naraz, wyminięcia itd Tyle że zazwyczaj robie to 500m od domu na parkingu :P
no cóż, wydaje mi się, że wiem gdzie popełniasz błąd. mogę się mylić, ale sam pamiętam swoje początki. otóż...
jak wsiadałem na moto postanowiłem, niczego się nie uczyć. to był strzał w dziesiątkę. uznałem, że wszystko samo przyjdzie i moto samo mnie nauczy. czyli jeździłem sobie spokojnie bez napinki, że muszę jeździć tak czy inaczej. nie czytałem żadnego motocyklisty doskonałego, ani nie ćwiczyłem przeciwskrętu. cieszyłem się jazdą, a jak czegoś nie byłem pewien to odpuszczałem. liczyłem, że wszystko ''samo przyjdzie'' ..i tak się chyba stało, chociaż wiem , że moje umiejętności to kropla w morzu.
jak ci się wygoi kostka, to jeździj sobie ostrożnie i obserwuj po prostu jak pomalutku wzrosną Twoje kompetencje. nie ma innej rady. jak zaczniesz przesadnie analizować swoje błędy i próbować je jak najszybciej poprawiać zrobi się z tego jeden wielki stres, napniesz się i nic dobrego z tego nie wyniknie.
lataj zakładając, że przez trzy sezony będziesz ciańki tak czy owak, a wszystko się ułoży :)
powodzenia
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Warsztat (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)