28.04.2015 21:48
Jeszcze bliżej drogi
W zasadzie zły jestem na oneciarski serwis pogodowy, choć wiem
że to robienie sobie wymówek. Dwa dni temu sprawdzałem
miała być burza, dziś rano sprawdzałem, miało być sucho choć pod
chmurką.
Wyjechałem dziś rano do Pruszkowa celem
uzyskania aktu urodzenia syna, jako że w zeszłą sobotę
powiększyła się mi rodzina. Trasę zrobiłem dwa razy ze względu na
brak dokumentu tożsamości żony. Kiedy kilka kropel pojawiło się
na wizjerze, wmówiłem sobie że "przecież nie miało padać".
Pierwszy błąd.
Wyruszyłem na Warszawę, by ów dokument wrzucić swojemu
pracodawcy, jako że rozpoczynam urlop ojcowski by nieco ulżyć
żonie w tych pierwszych dniach (w końcu dwójka na głowie,
z czego jeden dwulatek). W drodze powrotnej, właśnie w
Pruszkowie, mój kask został lekko zroszony. Uznałem że
zdążę. Drugi błąd.
Na wysokości Podkowy Leśnej lunęło
mocno. Kiedy zimna woda dosięgła już klejnotów rodzinnych
uznałem "no już prawie w domu, mokry bardziej być nie mogę".
Minąłem stację BP i nie zatrzymałem się. Trzeci błąd.
Po fakcie byłem nieco rozkołatany, nie wiedziałem w zasadzie
co tak na prawdę się stało. Może bieg zrzucałem i mnie lekko
trzepło? Teraz bardziej skłaniam się wersji w której
nieświadomie wciskam tylny hamulec gdyż powoli zbliżałem się do
skrzyżowania. Deszcz czy to grad (już nawet nie wiem) lał
niemiłosiernie, a na drodze czułem się jak na mazurach. Moja dupa
uznała że jestem zamulacz i zaczęła mnie wyprzedzać. Nie wiem czy
zrobiłem to automatycznie czy nie, nie pamiętam tego, ale
motocykl poleciał w lewo i zatrzymał się nieco na lewym pasie a
ja sunąłem po asfalcie prosto na pobocze. Nic mnie nie
przygniotło. Wstałem, podniosłem motocykl i mimo zaciągniętego
biegu przetargałem go na trawę obok drogi, położyłem i wziąłem
głęboki oddech. Ruch się zatrzymał, kierowcy zza szyb pytali czy
wszystko OK. Machnąłem ze wporzo, odjechali.
Kierownica krzywa, lusterka się poodkręcały. Na rysy nie
zwracam uwagi. Ubranie mokre do ostatniej nitki, ale kompletnie
bez rozdarć, spodnie jeansowe też wporzo. Trochę się potukłem,
lekko bark przeciągnięty, biodro stłuczone, ale w zasadzie żyje i
jest ok. Prędkość przy jakiej się to stało o ile dobrze
pamiętam to ~50km/h bo wydawało mi się że jadę ostrożnie... no...
na pewno :D
Nie wiem czy wymieniać kask, bo niby
przypieprzyłem w ten asfalt (potem chwile czułem to ale
przeszło), ale nie wygląda na specjalnie uszkodzony, skorupa nie
pęknięta nic, dosłownie delikatna ryska. Na pewniaka muszę
znaleźć mechanika by mi z tą kierownicą zrobił porządek.
Więc zliczyłem swój pierwszy szlif, może niewielki, ale
jednak. Najśmieszniejsze że w momencie upadku, to dobrze
pamiętam, nie myślałem o tym że coś mi się może stać, tylko żeby
moto nie poleciało komuś pod koła bo będą kłopoty ;)
Sporo się trzeba nauczyć, a tym razem dowiedziałem się na
własnej skórze że nie wolno mi jeździć w deszczu, a
tymbardziej hamować tyłem na mokrej nawierzchni (choć nie jestem
na 100% pewien że to zrobiłem).
Pozdrawiam i
LwG!
Komentarze : 13
Jeśli da się sprawdzić niewidoczne gołym okiem mikropęknięcia w głowicy i ocenić dalszą przydatność do eksploatacji, to z kaskiem z pewnością też się da tak zrobić. Tylko jak to wygląda, ile to kosztuje i czy ktoś robi coś takiego w naszym kraju? W angielskim google tylko coś znalazłam, ale też niewiele informacji, niby można czasem odesłać do producenta, żeby to sprawdził, ale generalnie każdy zaleca wymianę.
Gdzieś w postach na fotkach czy w galerii jest, Caberg Vox. Z tymi pęknięciami to pewnie jest prawda, natomiast NAWET gdyby nie była, żaden producent nie weźmie na barki gwarancji takiego kasku (w sensie nikt ze zdrowym rozsądkiem nie przyjmie na klate i nie powie "tak ten kask jest nadal bezpieczny"), więc jasne jest że każdy kask taką klauzulę będzie miał, przynajmniej tak mi się wydaje
Fajnie, że Nolan testuje jakoś te postłuczkowe kaski, ale ciekaw jestem jak to wygląda (jak to robią)
Z pewnością, dlatego Ci to cytuję, mimo że nie wiem, jaki masz kask. Czy to prawda czy nie, nie wiadomo, choć chyba producent kasku zna najlepiej swój produkt. A czy wymienisz kask czy nie już sam zdecydujesz.
Wczoraj akurat miałam w ręku instrukcję obsługi mojego kasku i jest tam napisane, że po przygrzmoceniu nim w czasie upadku lepiej wymienić/"oddać do autoryzowanego dealera Nolan", żeby sprawdził, czy kask się nadaje do dalszego użytku, bo uszkodzenia mogą nie być widoczne.
"Najśmieszniejsze że w momencie upadku, to dobrze pamiętam, nie myślałem o tym że coś mi się może stać, tylko żeby moto nie poleciało komuś pod koła" - Czwarty błąd. Przy upadku myśl tylko o sobie żeby nic Ci się nie stało, a nie co z motocyklem.
W CBF125 są Continental ContiGo, podobno bardzo dobre, zmienili je od jakiegoś rocznika właśnie na te continentale bo poprzednie były śliskie. Tyle że u mnie to był zwykły błąd, nie wina opon, fizyki nie przeskocze ;-)
też uważam, na mokrym robię w portki ze strachu. miałem niewiele takich przypadków, ba jak mnie złapie, zaraz pomalutku spadam do domu :)
co do opon, różnica potrafi być kolosalna i wyczuwalna od razu. na starych dunlopach 210 strach było skręcić gdziekolwiek. teraz mam piloty z dedykacja też na deszcz i po mokrym da się normalnie jeździć i skręcać.
Musisz uważać cb125f - dobrze że nic CI się nie stało. Moto się "naciągnie" ;-)
Musimy wszyscy uważać zwłaszcza nowi 125-tkowcy inaczej na wskutek wzrostu statystyk wiecie co usłyszymy: "A nie mówiliśmy żeby nie pozwalać jeździć na B kat motocyklami - pozabijają się degeneraci, a mówiliśmy" :-((((((((
Najważniejsze, że jesteś cały, motocykl się zrobi...
Podobno najbardziej niebezpieczny moment to początek deszczu, kiedy cały syf normalnie leżący na ulicy zaczyna po niej pływać. Jeśli trzeba jechać dalej warto zjechać na bok na jakiś czas i poczekać aż się to trochę przepłucze.
Tak czy inaczej uważam, że nie ma co unikać jazdy w deszczu, bo nigdy nie wiadomo kiedy zaskoczy nas ulewa, a wtedy lepiej mieć już jakąś praktykę. Choć moja praktyka póki co taka, że jak jest mokro to zakręty biorę na kwadratowo, a drogę hamowania wydłużam dwukrotnie :-)
Odczułem też sporą różnicę po wywaleniu na śmietnik seryjnych i trochę już zmęczonych opon YBR-ki i założeniu Metzeler-ów.
Pozdrawiam!
Zadzwoń np. do Paramoto mają plac na Łopuszańskiej, i weź parę lekcji panowania nad motocyklem, mają kursy dla 125-kowiczów. Z Twojego wywodu wynika, że nie do końca potrafisz posługiwać się hamulcami i troszkę kiepsko u Ciebie z pozycją na moto.
a z serwisów pogodowych polecam weatherunderground, ewentualnie sprawdzaj kilka prognoz i wyciągaj własną średnią.
Odczuwam siniaki to fakt, ale niechęci nie nabyłem. Chwile przed wywrotką właśnie myślałem sobie "jeźdź ku....a jak skuter, najwyżej cię strąbią" (słowa autentyczne) ale wtedy jeszcze nie wciskałem hamulca. Zazwyczaj zaczynam tyłem by mase wcześniej na przód przenieść. Raz że to pewnie nieświadome, dwa tak jak mówisz nawet tego nie poczułem, woda wlewała się wszędzie, pod kurtkę, pod tyłek, po nogawkach do butów. Ale nie zmarzłem specjalnie.
Z dźwignią jest też o tyle ciekawe, że dość późno łapie porównując do np. wspomaganego hamulca w samochodzie ;) Tak rzekłbym w 2/3 odległości, więc musiałem naprawdę sporo tę stopę opuścić nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Tył łatwo zblokować,szczególnie jak byłeś zmoknięty i zziębnięty, mogłeś przez to słabo wyczuć dźwignię. Niby moto zwalnia słabo a już koło stoi w miejscu. Jak jadę w deszczu to bardzo delikatnie jak dziadzio, hamuję bardzo delikatnie wytracając wcześniej prędkość silnikiem. Wolniutko też na zakrętach. Współczuję gleby, pewnie do tej pory masz "absmak" całej sytuacji i lekką niechęć do moto. Wyciągnij wnioski i nie myśl o tym, czasem tak bywa.
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Warsztat (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)